Mam wrażenie, że posiadanie dzieci z małą różnicą wieku wymaga pewnego stanu umysłu. Pytanie tylko czy ten stan trzeba mieć wcześniej czy można go w sobie rozbudzić. Ja miałam pełne zadatki na wyluzowaną mamę, ale musiałam trochę popracować nad sobą, by zyskać potrzebny spokój.
Początek czyli nie taki diabeł straszny
Zanim byłam w ciąży myślałam, że taka różnica na pewno jest wymagająca, ale generalnie jest super. Nie zdążymy przyzwyczaić się do spania całą noc, więc to nie będzie bolało drugi raz. Pieluchy ogarniemy jednym ciągiem, a potem na długo koniec. Ja zostanę z maluchami jak najdłużej i wszyscy na tym skorzystamy. Szybko zaczną się razem bawić, a w przyszłości mogą być dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. To wszystko nadal uważam za prawdę, ale będąc w ciąży miewałam chwile, które można sklasyfikować jako „ataki paniki”. Bałam się jak ja to ogarnę, jak już kurz po porodzie opadnie i wszyscy pomocnicy rozejdą się do swoich zajęć. Bałam się reakcji skrzata na skrzacika i swoich problemów z dojściem do siebie.
Dziś po 9 miesiącach muszę przyznać, że było się czego bać, ale było też warto.
Początek zależy faktycznie od porodu, laktacji, etapu na jakim jest starsze dziecko itp. Nam gwiazdy nie sprzyjały i była nieplanowana cesarka, zaburzenia odruchu ssania, a starszak zimą nudził się jak mops i o swoją nudę obwiniał nowo narodzonego brata.
Nie jest jednak tak strasznie, bo maluch większość dnia śpi, a przynajmniej powinien. Na pewno nie przemieszcza się samodzielnie, a to jest duże ułatwienie. To najlepszy czas, żeby spróbować ustawić dzieciom wspólną drzemkę. Ja wymuszałam to wychodząc na spacer codziennie o 13:00. Ta wspólna pora zazębia się nawet do dziś, bo często udaje mi się zyskać godzinę dla siebie.
Nie bij go błagam
Jedne dzieci próbują sprawdzić czy rodzeństwo da się zepsuć, a inne nie mają tej potrzeby. Nasz skrzat jest mocno ciekawski więc i tego musiał spróbować. Generalnie mam wrażenie, że te sytuacje zdarzają się głównie na tle braku atencji – dokładnie W TEJ SEKUNDZIE. Nie chodzi nawet o zazdrość. Najczęściej bratu obrywa się gdy rozmawiam z kimś dorosłym, albo gdy robi się za duży hałas – to już inny temat o nadwrażliwości na dźwięki i nie związany z rodzeństwem.
Moją najlepszą metodą na to jest MIŁOŚĆ, WSPÓLNE TULENIE I WYPCHANY PO BRZEGI GRAFIK.
Zajęte dziecko ma mniej głupich pomysłów. Kiedy ja potrzebuję zrobić coś w skupieniu wybieram moment gdy mały śpi, a drugi *je w foteliku*maluje farbkami*buduje z klocków remizę strażacką*gotuje przy blacie* i inne absorbujące zajęcia. Teraz gdy jest ciepło, całe dnie spędzamy na dworze i takich incydentów praktycznie nie ma.
Myślę, że najlepszą reakcją na takie zachowanie jest spokojne wytłumaczenie, pozwalanie na jak najwięcej pod naszą kontrolą, a czasem gdy uda się zapobiec kolejnemu eksperymentowi, po prostu zabranie rączki i pokazanie wzrokiem i miną, że to nie jest dobry pomysł.
Organizacja przestrzeni
Dla mnie bardzo ważnym okazało się zorganizowanie mieszkania tak bym nie musiała się martwić, że któreś z dzieci zrobi sobie krzywdę. Przez pierwsze pół roku to nie było bardzo trudne. Starszy skrzat już ogarnia rzeczywistość i usunęłam tylko to co realnie może go uszkodzić. Teoretycznie robi się to nawet przy jednym dziecku. Jednak kiedy nagle przez godzinę karmisz małe w fotelu zaczyna się okazywać, że skrzat samodzielnie wchodzi w miejsca, w które pod twoją stałą opieką by nie wszedł.
Oprócz tego zorganizowałam sobie miejsca do przewijania i miejsca do przechowywania ubrań na zmianę w trzech miejscach. Układ naszego mieszkanie powoduje, że musiałabym często po coś znikać albo targać dwoje dzieci w każdej sprawie, a tak wszystko mogę zrobić w każdym miejscu w którym akurat jesteśmy.
Kiedy zdarzało się, że kładłam chłopaków sama do łazienki wnosiłam przewijak i najpierw kosz Mojżesza, a potem bujaczek. Skrzat większy był w wannie, a małego ogarniałam szybko w wiaderku i na czas ogarnięcia starszego odkładałam w bezpieczne miejsce. Potem tak samo było z przygotowaniem kolacji. Jeden dobranocka drugi chusta/kosz/bujaczek. Na koniec w dużym fotelu na jednej ręce mini na piersi, a na drugiej starszy sam trzymał książeczkę, którą im czytałam.
SPACERY
Mam też inną organizację toreb na wyjścia. Noszę trzy małe: na ubrania i przewijanie małego, ubrania i książki/zabawki dużego i jedna wspólna termo torba na jedzenie. Kiedy pakuje nas na wyjście uzupełniam po jednej i szybko widzę czego mi ubyło. Na spacerze, nie robię też bałaganu szukając czegoś, bo w konkretnym miejscu jest tylko jeden rodzaj rzeczy. Zawsze noszę też ze sobą obie książeczki zdrowia. Raz w amoku przed wyjściem zapomniałam. Teraz powtórka mi nie grozi.
W kuchni zorganizowałam też miejsce na dwa pojemniki: zastawa mini skrzata i zastawa skrzata. Do tego mam miejsce na przekąski, gdzie łatwo sięgnę nawet w biegu wracając się w drzwiach po „coś do jedzonka”.
Organizacja czasu
Na pewno dużo łatwiej jest w lato, bo pogoda sprzyja spędzaniu czasu na zewnątrz. W domu jest trudniej i nudniej dla większego dziecka. Ciężej jest też wybrać się gdzieś w tych wszystkich zimowych strojach. Dlatego ja zimę czyli początek przekoczowałam do południa w domu. Potem zupa i spacer, na którym obaj spali, a ja słuchałam podcastów i wyrabiałam liczbę kroków. Polecam aplikacje do pomiaru liczby kroków. To bardzo sprzyja po ciążowemu wracaniu do formy.
Kiedy zrobiło się cieplej zaczęliśmy wychodzić już rano i wracać na drzemkę, a potem z powrotem plac zabaw albo park. Bardzo przydaje się podwójny wózek albo chusta. Generalnie ważne jest by sobie zaplanować co i kiedy się robi i umieć (mniej więcej) przewidzieć jak zachowają się dzieci. Ja na przykład wiedziałam, że jak do 12 nie ruszymy w stronę domu będę miała diabła tasmańskiego zamiast dziecka.
Przewidywać nie przewidywalnie
Nasz mini skrzacik też lepiej funkcjonuje gdy jesteśmy poza domem. Biorę składany koc piknikowy i zabawki. Mamy ze sobą wszystko czego nam potrzeba, a karmienie piersią na pewno ułatwia sprawę. Na deszczowe dni park zastępowała nam bezpłatna bawialnia w centrum handlowym. Często też staram się umawiać z innymi dziećmi i koleżankami. To zawsze atrakcja dla nas wszystkich. Im szybciej wybierzesz się na pierwszą wyprawę tym szybciej będziesz sprawnie się organizować.
Trzeba korzystać z pomocy innych, ale nie dać się wyręczać. Samodzielność procentuje szczególnie gdy jest nagła sytuacja i muszę poradzić sobie sama jadąc z dwójką do lekarza. Tutaj najważniejsze jest planowanie i wybieranie optymalnych rozwiązań. Po prostu zawsze zastanawiam się czy łatwiej będzie autem, czy komunikacją. Wziąć duży wózek czy wózek i nosidło, a może jest mały dystans i skrzat dojdzie, a dla małego tylko fotelik. Im lepsze planowanie tym mniej stresu i zmęczenia. Dzieci są nieprzewidywalne, ale ty musisz przewidywać okoliczności i działać sprawnie.
Odpuść sobie i dzieciom
Nikt nie jest perfekcyjny, a już na pewno nie matki dzieci z małą różnicą wieku. Tego się po prostu nie da osiągnąć. Zawsze coś będzie musiało zejść na dalszy plan, a czasem nasze decyzje będą po prostu rozczarowaniem. Trzeba myśleć, że po prostu w tej danej chwili tak musiało być i koniec.
Moje dziecko zaczęło oglądać bajki, jeść słodycze, a ja zaczęłam na nie pokrzykiwać. I nic się z tego powodu nie stało, bo to się zdarza sporadycznie. Czasem mam wyrzuty sumienia, ale staram się pamiętać, że to normalne. Tu liczy się „tryb przetrwanie” i nie da się już robić wszystkiego jak sobie założyłyśmy.
Moje strategie wychowawcze odbiegają często od mojego ideału. Ale ja też od ideału odbiegam i moje dzieci także. Doba ma tyle godzin ile ma, ja mam ograniczoną cierpliwość, a dzieci nieograniczony wachlarz zachowań, które świętego mogą wyprowadzić z równowagi. Myślę, że jedyne co może pomóc mamie dzieci z małą różnicą wieku to luz. W każdym aspekcie macierzyństwa.