“Rutyna mnie zabije…” – dlaczego rodzice mieli rację

Z dedykacją dla rodziców, a dziś dziadziów dla moich skrzatów, którzy mieli rację kiedy ja najbardziej tupałam nóżką.

Myślę sobie jakim byłam dzieckiem i czuję, że nikt się po mnie nie spodziewał takiej radości z macierzyństwa. Zawsze byłam troskliwa i lubiłam wszystkich nakarmić, ale miałam też dużo swoich potrzeb i o ich zaspokajanie ostro walczyłam. W latach nastoletnich te moje potrzeby bywały całkiem głupie i wtedy też chciałam postawić na swoim.

Nie będę robić tak jak wy!

Mistrzowsko irytujące zdanie, które słyszy każdy: „zobaczysz jak będziesz miała swoje dzieci” padło u nas nie raz. Dziś to właśnie zobaczyłam. Zobaczyłam jak to jest być mamą. Jak to jest być rodzicem i jak to jest brać za kogoś odpowiedzialność.

Wydawało mi się, że to wszystko jest łatwiejsze i że dzieci w gruncie rzeczy są „do ulepienia”. Szybko okazało się, że one już od początku mają swoje preferencje i swoje charaktery. Że nie wszystko co ja bym chciała jest możliwe. Od razu zaczęłam szukać rozwiązań i szybko wróciłam do rady, którą zawsze dawała mi mama.

Musicie wypracować sobie własną rutynę

Myślałam, że takie życie dosłownie mnie zabije. Nie lubię powtarzalności i męczy mnie strasznie gdy mało się w życiu dzieje. Teraz jak o tym myślę, nie wyglądam na najlepszy materiał na matkę. Bo dzieci faktycznie najlepiej funkcjonują, gdy życie ma określony rytm. Na początku te stałe godziny wypracowałam dla dziecka i dla siebie, aby przy tym dziecku się nie wykończyć. Później okazało się, że ta rutyna najwięcej dała właśnie mi.

A wydawało mi się, że posiadanie rytuałów, czy schematu działania w takim codziennym życiu jest niemożliwe, nudne i męczące. Dziś nie lubię gdy tę naszą domową rutynę coś zaburza. Wręcz kombinuję i wymyślam jak zorganizować inne aspekty naszego życia. Wreszcie zobaczyłam jaki to naprawdę ma sens.

lepszy rok

A mama mówiła

Wydawało mi się, że jesteśmy z mamą na tyle inne, że nie jest możliwe byśmy dobrze funkcjonowały według tych samych reguł. Chciałam wprowadzić swoje zasady wychowywania i swoje sposoby na dom. Oczywiście całą masę rzeczy robię inaczej, ale teraz widzę między nami znacznie większe podobieństwo niż dawniej.

Mimo różnych planów i ambicji zawodowych obie zostałyśmy żonami. Plany były inne, a jednak dzieci urodziłyśmy będąc w tym samym wieku. Nasi mężowie mimo, że pozornie zupełnie inni, są do siebie bardzo podobni. Przede wszystkim są ojcami, którzy chcą nimi być.

Jeszcze niedawno to mnie podcierała nos, a dziś łapie glutki moich skrzatów. Jak gdyby wczoraj biegaliśmy z tata po domu ledwo wyrabiając na zakrętach, dziś on szaleje z moimi skrzatami. Te lata doświadczeń pokazują mi, że często mimowolnie jesteśmy do siebie podobni. Postępujemy według wzoru i nie ma sensu na siłę z tym walczyć. A to zdanie „zobaczysz jak będziesz miała swoje dzieci” dziś brzmi trochę jak prawda objawiona, a nie obelga czy powód do kłótni.

Nasze życie dzisiaj

Dziadkowie są w nim obecni. Staramy się jednak jak najwięcej robić sami i tak planujemy codzienność by ich rola była przyjemnością, a nie obowiązkiem. Moi rodzice mieszkają na stałe w Krakowie dlatego gdy z nami są, pomagają na całość.

Żaden dzień nie jest całkowicie identyczny i to dobrze, bo taka rutyna faktycznie by mnie zabiła. Mamy jednak pewne stałe punkty programu.

Nasz orientacyjny plan dnia

  • 7:00-7:30 – wstaje Sprytny i starszy skrzat
  • 8:00-8:30 – wstaje ja i mini skrzat, bo wcześniej karmię, a chłopaki jedzą śniadanie, myją się i ubierają
  • Myję się i ubieram
  • Gotuję obiad i ogarniam
  • Bawimy się
  • 12:00-13:00 jemy zupę
  • Wychodzimy na spacer albo skrzaty idą na drzemkę, a ja pracuję
  • Przygotowuję drugie danie
  • 15:00 jemy
  • Ogarniam dom – skrzat po obiedzie bawi się zazwyczaj sam
  • Bawimy się razem – często także w domowe obowiązki np. ścieramy kurze, gotujemy, porządkujemy, robimy pranie itp.
  • 18:00 Sprytny wraca do domu
  • 18:30 kąpiemy skrzaty
  • 19:00 ja karmię małego a Sprytny starszego – oglądają bajkę, a potem czytają razem w pokoju, albo chwilę bawią się w salonie i później idą czytać
  • 20:00 skrzat idzie spać, a przynajmniej tego sobie życzymy
  • Ogarniamy kuchnię i salon, ja biorę prysznic i jeśli mam siłę jeszcze trochę pracuję. Czytam w łóżku albo działam w social mediach.
  • Karmię mini skrzata
  • Zasypiamy ok. 23:00-00:00

Wszystkie te godziny to jest takie „około”, może oprócz zupy i drzemki. Zdarza się jednak, że mamy spore odstępstwa od tej normy. Świat się od tego nie zawala. To też jest coś czego nauczyli mnie moi rodzice. Reguły działania z dziećmi mają być po to, by nam życie ułatwić, a nie ograniczyć. Jeśli więc danego dnia nie mamy ochoty jeść drugiego o 15:00 to zajadamy banany i wafle ryżowe przy puzzlach.

Ważne jest jednak dla mnie, by każdy dzień mógł się w tych godzinach zmieścić. To oznacza, że nie zapisuję skrzata na zajęcia w czasie kiedy jemy zupę, albo nie umawiam się na spotkania kiedy powinien spać. Drzemki już dziś zdarza nam się ominąć, ale wyłącznie spontanicznie. Wyjątkiem są tylko wizyty lekarskie albo uroczystości, których nie da się ustawić pod nasze potrzeby.

O dziwo… nadal żyję

Ta rutyna jest już u nas ponad dwa lata, a ja mam się coraz lepiej. Mam więcej na głowie, a mimo to mniej się denerwuję i jestem lepiej zorganizowana. Dzięki tej rutynie okazało się, że potrafię jeszcze więcej.

Dziś trochę żałuję, że nie zrozumiałam tego wcześniej. Ale też jestem szczęśliwa, bo nigdy nie byłam z siebie tak dumna 😊

Inne wpisy, które mogą Ci się spodobać:

Zobacz także

Dodaj komentarz